TRIADA Etapowy Bieg Górski

Miejsce: Krościenko nad Dunajcem
Termin: 21-22 styczeń 2016
Dystans: Łącznie 66 km.
Sobota rano (o ile 11 to rano..hmm) 22 km, wieczorem 11 km, a w niedzielę zafundowano Nam wisienkę na torcie, czy 33 km w śniegu.

Zacznijmy od tego, że... miało mnie tam nie być. Słabe mięśnie, a jeszcze słabsza głowa, kompletny brak przygotowania, ale po wielu perypetiach postanowiłam pobiec, ale tylko na 22 km. Na dwa dni przed wyjazdem dostałam pakiet na 11 km w prezencie (szczęściara ze mnie!). Klub Biegacza EURO RTV AGD taki miał gest, że nie tylko mnie zabrali swoim wesołym autobusem, to na dodatek obdarowali możliwością wieczornego upodlenia się w śniegu. Dziękuję!!!
Piątek
Docieramy do punktu destynacji. Krościenko to urocze, małe miejsce na ziemi, gdzie życie toczy się spokojnym tempem w pierwszym zakresie tętna.
Pakiety odbieramy w Karczmie Dunajec, która wręcz pęka w szwach od wygłodniałych biegaczy, pragnących uzupełnić płyny przed zawodami.
Wydawanie pakietów idzie sprawnie i szybko. Tak serdecznych i przemiłych organizatorów spotyka się naprawdę rzadko. Widać, że kochają to, co robią i robią to dobrze. O czym przekonałam się podczas całej imprezy, kiedy Nam pomagali, wspierali na trasie, kibicowali, dopingowali. Na twarzach uśmiech, w oczach pasja do biegania, takich ludzi cenię.
Co dalej... odprawa techniczna. Konkretnie, rzeczowo, dobrze.
Wszystko wiemy, możemy pakować plecaki (ach mój Salomon przejdzie chrzest bojowy).

Sobota

Gorce: 33 km, 1107 m
Trasa: Krościenko-Wymyśle-Pisarzowa-Jaworzyna-Marszałek
Jeden punkt odżywczy
Wyglądam za okno, pogoda nie zachęca nie do biegania, pochmurno, ale na szczęście mrozu nie ma. 
Widoków też nie. 11.00. Biegniemy. Mówili, że śniegu będzie po kolana, Ja miałam po pas... ale tak to jest gdy ma się pas, tam gdzie normalni ludzie mają kolana. I to pamiętam z całej trasy: śnieg, śnieg, gdzieś widać góry, śnieg, śnieg, podejścia, zbiegi, śnieg, śnieg. Trudno to nazwać biegiem, raczej spacer po białym puchu z elementami próby biegu. 
Gorce. Fot. Magdalena Bogdan


Gorce.

I tu popełniłam błąd. Nie miałam stuptutów, śnieg gromadził się w butach tak ochoczo,niczym klienci wokół domów handlowych, gdy rzucili papier toaletowy. Mam nauczkę. Dobiegłam. Mokra, zmęczona, ale dobiegłam.Szybka zmiana ubrań, szybkie jedzenie, szybki odpoczynek, bo o 19 kolejny bieg. I już w głowie rośnie myśl: a może pobiec też w niedzielę... czemu nie! Wspaniali organizatorzy sprzedają mi pakiet za pół ceny (tak, tak, baardzo ich polubiłam). 
Pieniny: 11 km, 470 m
Trasa: Krościenko-Toporzysko, dwie pętle
Buty mokre, a w zapasie mam jedynie asfaltówki. I powiem Wam: w asfaltówkach niezbyt wygodnie biega się po górkach i śniegu. Można zaliczyć parę zjazdów na pupie, o czym przekonałam się kilka razy... ale przynajmniej jest szybciej. Wąskie ścieżki, ciemno, widok czołówek pośród śniegu, romantycznie, klimatycznie. Trasa dość łatwa.
Niestety dość "gęsto" na trasie, podążaliśmy gęsiego. Po biegu udaliśmy się do karczmy, aby wreszcie zjeść coś porządnego. Po pierwszym biegu, mieliśmy zbyt mało czasu, by naładować się węgle. Niestety w Karczmie typowe polskie, ciężkie dania. Kupujemy w pobliskim sklepie makaron, sos, trochę sera i mamy wieczorną ucztę.

Niedziela

Beskid Sądecki: 33 km, 1685 m
Trasa: Krościenko-Dzwonkówka-Przehyba-Bereśnik-Dzwonkówka
Dwa punkty odżywcze
Wstaję rano i zaczynam żałować, że zapisałam się na ten bieg. Ale przestawiam myślenie: potraktuj to jako spacer po górach i baw się dobrze. Startujemy. Bolą uda, jeszcze bardziej łydki. Ciągnę nogę za nogą, mobilizuję je do ruchu. Biegnę spokojnie, bo wiem, że za chwilę będzie górka. Jest. Górka, śnieg, a pod nim lód. Letnie strumyki tworzą tafle lodu, trzeba uważać, iść bokiem trzymając się gałęzi. 
Beskid Sądecki i widok na Tatry.
Truchtam, truchtam, spokojnie, gdy tu nagle wychodzi piękne słońce! Jeny! I już nie żałuję, że tu jestem! Promienie słońca tańczą na białym puchu, otulającym konary drzew. W oddali wyłaniają się Tatry. Ten widok wynagradza wszystko: bolące nogi, mokre stopy, trudne, długie podejścia. Bieg nabiera zupełnie innego wymiaru, chce Ci się biec, cieszysz się, że jesteś tu i teraz. Więc biegnę, biegnę, wiatr w skrzydłach lód pod nogami... leżę. Podnoszę się i biegnę znowu. Tak jak w życiu, upadasz, podnosisz się i idziesz dalej. Czasem zjeżdżam na tyłku. Na drzewach szron, końcówkę trasy biegnę sama. Wpadam na metę, kładę się na śniegu. Zrobiłam to!
Lodowisko.
Pod Górę.

"Przyjdź na dekorację" mówi jeden z organizatorów, ale nie zwracam na to szczególnej uwagi. Moje myśli krążą wokół porządnym kawałku kiełbasy, żurku, grochówki, kotleta, frytek. W punktach odżywczych serwowali Nam jedynie cukierki, wafelki, czekoladę, jestem głodna.
Spóźniam się na dekorację, a szkoda... Okazało się, że w biegu na 33 km byłam...druga. Nie dlatego, że pobiegłam mocno, dobrze, szybko. Byłam klasyfikowana w każdym biegu oddzielnie, stąd taki wynik. Nie mniej jednak marmurowa statuetka cieszy oko. Moja koleżanka twierdzi: Jeśli coś ma się wydarzyć, to się wydarzy. Jeśli masz to pobiec, to pobiegniesz.
A Ja zauważyłam, że kiedy w moim życiu nie układa się najlepiej, to jakaś siła próbuje mi to wynagrodzić. Choćby taką wygraną. Mimo wszystko...szczęściara ze mnie. Pierwszy zimowy bieg górski, pierwszy bieg etapowy. Trafiony w 10-tkę!
Nie tylko pod względem organizacji, trasy i ludzi.
Organizatorzy wychodzili na trasę, aby Nam kibicować, a na koniec uścisk dłoni, gratulacje i zaproszenie na kolejne edycje. Z czymś takim spotkać można się jedynie na małych biegach.
TRIADA dostarczyła mi więcej niż mogłam się spodziewać.
Polecam wszystkim, nie będziecie żałować

Trzy medale i statuetka za 2 miejsce ród kobiet w biegu na 33 km.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bieg Rzeźnika, czyli nie tak miało być...

Poradnik kibica

100 miles of Istria