Półmaraton Szlakiem Walk nad Bzurą

Miejsce: Sochaczew

Sochaczew, miasto słynne...właściwie to chyba z niczego. Lecz dla mnie ma wartość sentymentalną z uwagi na ilość imprez, tzw. domówek, koncertów na muszli, właściwie to niewiele pamiętam, bo pamięć od ilości wypitych trunków traciłam. Ale jak to kiedyś powiedział mój kolega: "Ale była impreza, nic nie pamiętam".
W ubiegłą niedzielę udałam się na imprezę, ale tym razem biegową, a trunki, na jakie mogłam sobie pozwolić to... woda, duuużo wody!
Upał nie z tej ziemi. 108 uczestników, więc nikomu nie deptałam po piętach. Mi zresztą też nikt marchewek nie skrobał, bo marchewki to Ja skrobię co najwyżej w kuchni, a ostatnio to nawet często, bo mnie nagła ochota na gotowanie naszła.
Przemowy, powitania, start honorowy z flagą i w końcu biegniemy. Czołówka mocno, Ja gdzieś tam za Nimi. Trasa nie prowadzi przez samo miasto, mijamy osiedla domków jednorodzinnych, potem ruszamy w stronę Żelazowej Woli. I tam właśnie odpadłam. Fizycznie i psychicznie. Co zabawne, kiedy tak drepczę resztką sił, pani kibic ochoczo klaszcze i krzyczy: "Co za forma!". Nie wiem o jakiej formie pani myśli, chyba do pieczenia, bo do biegania Ja dziś formy nie posiadam. Zejść, czy biec, zejść czy biec? Jestem poza miastem, szczere pole, upał. Kręci mi się w głowie. Idę. I myślę: "Rodzina na mecie czeka, wstyd jeśli zejdziesz". A że wstydu nigdy rodzinie przynieść nie chciałam (nie chciałam, choć pewnie nieraz przyniosłam, albo przyniesiono mnie) postanawiam biec dalej. I oto jakaś siła (siła, bo ateistką jestem) zsyła mi dwóch aniołów (choć, jako ateistka w anioły nie wierzę, ale ludzi dobrych, którzy pomagają śmiem aniołami nazywać). A żeby śmiesznie było to jeden Piotr, a drugi Paweł hmmm...może jednak to jakiś znak. Na moje szczęście Piotr i Paweł nawracać mnie nie próbują, lecz dobre, spokojne tempo utrzymują. Nie pozwalają zwolnić, czekają na punktach odżywczych, gdy leję wodę na Siebie, czasem też na nich. Rozmawiamy, śmiejemy się i jakoś mija mi czas i 15 km. Po drodze moi prywatni kibice (Ciocia, czekaliśmy na Ciebie i czekaliśmy... tak długo biegłaś). I jak tu dziecku wytłumaczyć, że ten bieg to 21 km, czyli jak stąd do Twojego domu. 2 km od mety Piotr i Paweł oddalają się, nie mam siły ich gonić (chyba już kiedyś wspominałam, że nie lubię biegać za facetami, wolę kiedy dotrzymują mi tempa, więc nie gonię). Zbliżając się do mety zaczyna się lawirowanie między jadącymi autami. Organizator wspominał coś o częściowo wstrzymanym ruchu drogowym, ale nie pomyślałam, że mam uciekać przed nadjeżdżającym autem! Może chcieli Nas zmotywować do szybszego biegu, nie wiem, ale nie podoba mi się to. Ostatni kilometr. Pytam strażaka, gdzie biec. On: "Prosto, dookoła budynku i tam jest meta. Ale jak chcesz to tu jest skrót, nikomu nie powiemy!" krzyczy wskazując małą uliczkę. "O nie, nie, nie! Nie będę oszukiwać. To nie byłoby sportowe zachowanie". Choć sportowiec ze mnie marny, ale rodzice wychowali mnie na uczciwego człowieka. Co zrobić, teraz muszę z tym żyć. Kiedyś nawet szukałam grupy wsparcia, terapii, dla osób wychowanych na uczciwych ludzi, bo jak tu z tym żyć w dzisiejszych czasach. 

W każdym razie, mijam strażaka, dziękuję za propozycję, nie skorzystam. Na co Pan (mocno wczorajszy zresztą) klaszcze krzycząc :"Brawo za sportowe zachowanie". No i wbiegam na stadion, mijam rodzinę, człapię na metę. Jestem 7-mą kobietą. A miejsc nagradzanych było 6. Ehhh... szkoda.
"Ciocia Ty nie wygrałaś? Nie byłaś druga, a nawet trzecia? Ja myślałam, że Ty zawsze wygrywasz". Może tak myślała widząc medale na mojej ścianie. Tłumaczę więc dziecku, że w życiu nie zawsze trzeba wygrywać, żeby być zadowolonym z własnego wyniku. Na co moja bratanica: "Pani Nam powiedziała, że nie liczy się wygrana, ale dobra zabawa". I to prawda. Biegam, bo sprawia mi to radość. I może nie byłam pierwsza, druga, ba nawet trzecia czy piąta, ale cieszę się, że dobiegłam.
Organizacja jak na bieg lokalny sprawna. Mam tylko nadzieję, że organizatorzy w przyszłej edycji zadbają o bezpieczeństwo zawodników na trasie. Tego zabrakło.
A wolontariusze... wspaniałe dzieciaki.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bieg Rzeźnika, czyli nie tak miało być...

Poradnik kibica

100 miles of Istria