Półmaraton Hajnowski

Hajnówka
21.05.2016

To zdecydowanie coś więcej, niż tylko bieg w pięknych okolicznościach przyrody, ale także biesiada z wielką pompą!
Kameralna impreza, na którą pakiety rozchodzą się jak świeże bułeczki w dobrej piekarni. Hajnówka przyciąga nie tylko malowniczą trasą, ale także wspaniałą biesiadą po biegu, gdzie biegacze mogą integrować się przy ognisku, pieczonym dziku, lokalnym bimberku z muzyką w tle. A wszystko to cenie pakietu startowego!
Niesamowita atmosfera, świetna organizacja i wspaniała zabawa. Ale od początku.
Wpadamy do biura zawodów na minutę przez zamknięciem. Mimo to organizatorzy witają Nas bardzo ciepło, wydają pakiety, udzielają informacji, co gdzie, jak.

W pakiecie, oprócz koszulki i ulotek dostajemy miód (pyszny!), bony na obiad, prysznic, biesiadę, a także bilet wstępu na basen. Jak to się mówi: "Na bogato!"
W samo południe startujemy z Białowieży. Jest pięknie, bo park, bo zielono, bo nie ma tłumów. W biegu bierze udział jedynie 350 osób, przez co cała impreza ma kameralny klimat. Nie ma "baloników", nie ma "zajączków", nie ma stref. Wszyscy startujemy razem na sygnał organizatora w postaci wystrzału z broni palnej. Biegniemy przez miasto. Mijamy piękny dworzec, drewniane domki, a potem wybiegamy za drogę wiodącą do Hajnówki. Jest gorąco, ale biegniemy w cieniu drzew, przez co upał nie jest odczuwalny. I ładnie, bo zielono, bo spokojnie, bo cicho. Niestety pomimo tych walorów sam start nie był dla mnie udany. Na początku biegnie mi się dobrze. Razem z nieznajomym biegaczem utrzymujemy stałe tempo, prowadząc przy tym konwersację. 

Razem mijamy punkt odżywczy na 6-tym km, niestety do następnego nie dotrzymuję kroku. Zaczynam odczuwać ból w stopach. Ścięgno, więzadła, cholera wie co, ale nie pomaga to w biegu. W pewnym momencie, myślę, żeby zrezygnować i zejść z trasy z obawy, że nie dotrwam do mety. 
Idę i truchtam na zmianę. Co chwila ktoś mnie dopinguje ("Dawaj, dawaj"). I tak podbiegam, to znów idę. "No nie" myślę Sobie "Nie zejdę"! W końcu zdejmuję buty, siadam na poboczu i zaczynam masować stopy. Mijający mnie biegacze, pytają co się dzieje. Tłumaczę. Tak, dam radę.  Przed 16-stym km dostaję APAP (to cud, że ktoś ma środek przeciwbólowy!!! Wzięłam dwa). Zawsze można liczyć na pomocną dłoń, słowo, czy nawet... APAP. Bardzo dziękuję!

Zaciskam zęby. Dotrwam, choćbym się miała doczołgać. I nie wiem, czy to adrenalina, czy ambicja, czy działanie środka przeciwbólowego,  biegnę dalej. Przekraczam metę z czasem 2:00:10 (najgorszy ever!). Radość, ból, znów radość! Odbieram piękny medal, spersonalizowany... było warto! 


Trochę krzyczę podczas masażu stóp (rozścięgno ...ała....!), po czym kuśtykam na obiad. A tam: zupa, kotlecik, ziemniaczki, surówka. Mniam...domowo, a obsługa życzliwa, uśmiechnięta, aż miło. Potem szybki prysznic w Hajnowskim Parku Wodnym, dekoracje, losowanie nagród (niestety nie wygrałam roweru, szkoda) ... ba nawet i oświadczyny były!!! Niestety nie moje...

I sio na biesiadę do Białowieży. 

Organizator zapewnia transport w postaci autokarów, które wiozą biegaczy z Hajnówki.
Tańce, hulanki, swawola. 
Integrujemy się przy ognisku, pieczonym dziku, lokalnym bimberku z muzyką w tle. 
Są atrakcje dla dzieci, animacje, zabawy.
Nie mogło oczywiście zabraknąć bigosu, kotleta i piwa. Czym chata bogata!
Bimberek na jedną nóżkę, potem na drugą nóżkę i mogę iść w tany :P
Było wesoło, było przaśnie, ale od czasu do czasu i takich smaków trzeba spróbować.
Nie dziwię się, że impreza cieszy się dużym zainteresowaniem.

Brawa dla organizatorów za zaangażowanie i dbałość o komfort uczestników, zarówno przed, w trakcie, jak i po biegu!
Nie zawiodłam się.  
Polecam, nie będziecie żałować :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bieg Rzeźnika, czyli nie tak miało być...

Poradnik kibica

100 miles of Istria