Weliszewski Crossing Wiosna

Skrzeszew
10.04.2016

Po sukcesie w duathlonie w edycji zimowej, nie mogłam odpuścić startu w edycji wiosennej. 
Zdawałam sobie sprawę, że trasa w tej edycji będzie trudniejsza niż poprzednio. Dlatego zrezygnowałam ze startu w I Dziesiątce Babickiej, a pakiet przekazałam koleżance z drużyny. I warto było, bo Ania zajęła 3 miejsce w swojej kategorii (to się chyba przeznaczenie nazywa!)
Niedziela rano. Wstaję, zimno i pada, pogoda nie zachęca do wychodzenia z domu. Ale zamiast zostać w domu i cieszyć się poranną kawą przed telewizorem, pakujemy rower i ruszamy, popijając po drodze gorącą herbatę.
Dojeżdżamy bez problemu. Już na wjeździe czekają na Nas strażacy z OSP Krubin i kierują na parkingi. Nie ma bałaganu, ani nerwów, gdzie zaparkować auto. Nie chce Nam się wychodzić na zewnątrz, ale nie przyjechaliśmy tu by marudzić, więc zabieramy rowery i idziemy po pakiety. 
Biuro zawodów mieści się w szkole podstawowej, a nasze pierwsze kroki kierujemy do sali, gdzie znajduje się kawa oraz ciasto drożdżowe. Sala to typowa "klasa", którą pamiętam z czasów dzieciństwa, są ławki i krzesła, na ścianach farba olejna i prace uczniów. Wnioskując po obrazkach z hasłami w stylu: Jedz warzywa i owoce, one mają super moce" dzieciaki musiały mieć ostatnio lekcje o zdrowiu. 
W związku z tym pożeram chyba ze 3 kawałki ciasta drożdżowego (jakie ono dobre!!!), pije owocową herbatkę (bo warzywa i owoce mają moce) i lecę po pakiety. Nie ma kolejki, odbieram nr startowe. W starcie rowerowym reprezentuję team Girls On Bikes, a w biegowym moje plemię Naprzód Młociny. 

Po krótkiej rowerowej rozgrzewce lecimy na start. Tym razem organizatorzy ustalili listę startujących: najpierw najlepsi z edycji zimowej, potem duathlon, a na końcu reszta. Nie wiem czemu nie znalazłam się na liście osób startujących w duathlonie. Więc krzyczę: Jeszcze Ja! I Ja krzyczy obok koleżanka też z duathlonu i puszczają Nas. No to się zaczęło. Najpierw asfalt, a potem wpuszczają Nas w las. Pierwsze kilometry nie są trudne, po czym pojawia się pierwszy podjazd pod Kasprowy. Podjeżdżam do połowy, raz, że nie daję rady na moim Treku, dwa... nie chcę męczyć nóg. Cała trasa to górki i dołki, zjazd, podjazd i tak w kółeczko. 
Mijają mnie znajome "rowerowe" twarze "dawaj dawaj Kamila" motywują, ale Ja mam przecież jeszcze przebiec te 13 km... Muszę jechać rozważnie. Na ok. 7 km zaliczam "glebę", gdzie spada mi łańcuch. Szybko A potem piaskownica. Chyba nadal mam w sobie coś z dziecka, bo piaskownicę strasznie lubię, a jeśli mogę po niej jeździć rowerem to już w ogóle pełnia szczęścia. Po kilometrowej prostej znów zaczynają się górki i dołki, zjazdy, podjazdy. Lubię, ba nawet uwielbiam zjazdy. Nogi odpoczywają, można nabrać prędkości... wiatr w kasku... relaks. Pod warunkiem, że nie zaczniesz się zbyt mocno relaksować (jak Ja w pewnym momencie), bo możesz zahaczyć o drzewo (drzewo, jak mogłam nie zauważyć drzewa! i mnie znów wyrzuciło z trasy, damn!). "Mało brakowało" krzyczy ktoś. Na szczęście nic mi nie jest, jadę dalej. Wjeżdżam na drogę, alejkę właściwie i mijam białe kwitnące jabłonie i wiśnie. Ładnie pachnie. Wiosna. Słychać ( i tu powinnam napisać śpiew ptaków, szum drzew) ale... to były krzyki kibiców. To znak, że meta jest już blisko. Ostatnia prosta po asfalcie, mija mnie kolega, chcę dogonić, ale pędzi jak szalony. I wjeżdżam na metę. Odbieram medal. Nie jestem zmęczona. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Odstawiam rower, wskakuje w biegowy strój (Biegacze na start! krzyczą organizatorzy) i w ostatniej chwili wpadam na start. Wiem, co mnie czeka.
Dziki wyskok.  Fot. Przetarty Szlak.
Pierwsze kilometry i już wiem, że mój wybór obuwia nie był trafny... Salomony świetnie spisują się na rowerze, jednak podczas biegu strasznie mi ciążą i hamują. Fakt, na podbiegach i piaskach dobrze trzymają, ale na prostych... Aaaa czemu nie założyłaś adidasów... przecież tu nie ma gór i skałek!
Dobra Panowie, koniec wygłupów. Fot. Przetarty Szlak.
Podbiega ktoś: "Kabaty pozdrawiają Młociny" krzyczy, przybijając mi piątkę (mam tym razem koszulkę teamową Naprzód Młociny). "Masz dobrą technikę biegu, ale za ciężkie buty" komentuje. Ok. To już wiem. Wymieniamy parę zdań, biegniemy dalej. Ok. Połowa trasy. Pojawiają się kibice. "Połowa za Wami" krzyczą. "A co jest dalej" pyta ktoś. "Ja wiem, dalej jest tak samo, bo już tedy jechałam". "Skoro masz tyle energii to wskoczę Ci na plecy" proponuje ktoś. Yyyy... nie mam... I znów rozmowa, wymiana zdań. fajnie. I tak biegniemy te interwały, potem znów prosta i mały kibic krzyczący: "Ogień, ogień, ogień"... Ehhh Ci kibice, nawet nie wiedzą ile tymi słowami potrafią zdziałać w naszych głowach i dodać energii. Biegniemy dalej. 
Nagle podbieg i czuję rękę na plecach, która pcha mnie do przodu. Kolega, z którym przemierzałam wiele kilometrów po ścieżkach Kampinosu przygotowując się do pierwszego maratonu. "Dawaj, dawaj, nie możesz być gorsza ode mnie" próbuje poruszyć moją ambicję. "Ale Ja ma już te km w nogach po rowerze". "Ale Ja nie biegam tyle co Ty" odpowiada i mija mnie, a Ja nie gonię, bo chcę dotrwać do mety. 
Jest alejka, te same pachnące drzewa, a dalej asfalt. Aj... dlaczego nie założyłam adidasów!!! Zakręt i krzyki kibiców. Wbiegam na chodnik. Jest Kasia, coś krzyczy i podskakuje... znaczy, że przyspieszyć muszę, bo meta już blisko. Więc zbieram się w Sobie, mówię pod nosem (a może i na głos krzyczę) to brzydkie słowo na K... i ostatkiem sił wbiegam na metę. "Teraz to chyba się zmęczyłaś" mówi Kasia. Hm... ostatnio gdzieś przeczytałam, że po biegu, w którym dajesz z Siebie wszystko i ostro finiszujesz możesz zwymiotować na mecie. Hm.. nigdy mi się to nie zdarzyło. Zawsze twierdzę, że nie lubię się męczyć, a podczas tych wszystkich biegów i startów nie biegnę na 100%. Ale jeśli kiedyś zwymiotuję na mecie, będę dumna... że dałam z Siebie wszystko.
Jak po każdym biegu... jestem głodna! Zjadam dwie porcje grochówki w oczekiwaniu na dekoracje i losowania. 
O To znów Ty.
I nagle przychodzi moja kolej. Jak to już? Nie zdążyłam nawet koszulki teamowej założyć. Lecę na podium. Odbieram statuetkę oraz nagrodę od Pana Pawła ("O, to chyba kolejny raz się udało wygrać" ... "A tak jakoś wyszło"). Cieszę się, że nie zawiodłam.
Świetnie poradziły sobie także dziewczyny z Girls On Bikes, Agnieszka zajęła 2 miejsce w klasyfikacji OPEN kobiet, Ewelina zaś stanęła na zacnym 3 miejscu w swojej kategorii. BRAWO WY! W klasyfikacji drużynowej uplasowaliśmy się na 4 pozycji. 
Był też i Dzik Krzysztof, z którym dzielnie wywalczyliśmy punkty dla Biegowej Szajki Naprzód Młociny.
Jakże miło było znów spotkać znajome buźki z Fundacji Teraz Twój Ruch, czy Kliniki Rowerów. Zbyszek jak zawsze pomocny i niezawodny, podpompował oponki w rowerze tuż przed startem. DZIĘKUJĘ!!!
I dziękuję wszystkim za kibicowanie
Przyznam, że jadąc na edycję wiosenną, po wygranej w zimowym duathlonie czułam pewną presję. "Obiecaj, że znów staniesz na podium" usłyszałam po tym jak zapisałam się na kolejne zawody. 
To fantastyczne uczucie wygrać, stanąć na podium. I to co lubię najbardziej w bieganiu to walka z samym sobą, a nie innymi. Nie muszę być za każdym razem lepsza, nie muszę bić "życiówek". I kiedy ktoś mnie pyta: "Dlaczego nie możesz sobie pobiegać po parku i lesie dla Siebie skoro nie lubisz rywalizować". Odpowiedź jest prosta: ze względu na ludzi, których spotykam, których poznaję podczas tych wszystkich biegowych imprez. No i medale i lajki na fb... haha... ale to już efekt uboczny.

PODSUMOWANIE:

Plusy:
1. Bardzo dobra organizacja: informacje, parkingi itd. (przed startem rowerowym prąd ktoś ukradł, ale zdarza się... kabelki pewnie zamokły i to dlatego, ale szybko problem został rozwiązany).
2. Symboliczna opłata startowa (10 zł), a ciasto i grochówka przeeeepyszne. W pakiecie oprócz nr startowego nie znajdziesz koszulki, batoników czy ulotek. Ale to zbędny dodatek, liczy się możliwość startu. A no i medal, a jakże :)
3. Widać, że organizator dba o uczestników. Zależy mu na dobrej atmosferze i promocji regionu, a nie na zarabianiu dudków na "naiwnych" startujących.
4. Ciekawa trasa, wymagająca, urozmaicona.
5. Cała masa przemiłych i życzliwych sympatyków rowerowych szaleństw i biegowych wyzwań.
Minusy:
BRAK 
Jadę latem... bez dwóch zdań :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bieg Rzeźnika, czyli nie tak miało być...

Poradnik kibica

100 miles of Istria