PZU Półmaraton Gdynia
Gdynia
20.03.2016
Sobota. Zbieramy nasze "zwłoki" po dość ciężkim półmaratonie w Sobótce i udajemy się w podróż do ... Gdyni. Ponad 500 km jazdy autem. Po drodze napotykamy zbłąkanego pieska biegnącego ulicą. Biedny, mały, przestraszony i cały w błocie. Kolega bez namysłu zatrzymuje auto, piesek ląduje na kolanach pasażera. Chyba nie wie za bardzo co się dzieje (i pasażer
i pies). Jedziemy. Co zrobić z psem? Oddać do schroniska, pada propozycja? Nooo nie!!! W pierwszej chwili myślę: Ja Go przygarnę! I na prawdę chciałam! Ale jak, myślę po chwili. Przy moim trybie życia? I kiedy się tak zastanawiałam, piesek już zdobył serce pasażera, na kolanach którego wylądował. No nic, trudno. Będę Go odwiedzać. Jedziemy i zastanawiamy się jakie imię dla pieska wybrać. Sobótka, Pakiet, Półmaraton? Hmmm w końcu zostaje Bodzio. No więc jedziemy z Bodziem, który wydaje się zmęczony i przysypia (może w końcu czuje się bezpieczny, bo trafił na dobrych ludzi), po drodze kupujemy mu karmę, wodę. Bodzio wygląda na zadowolonego. Przed północą docieramy do Gdańska, gdzie mamy nocleg tuż nad samym morzem. Padnięci po biegu i podróży (Ja po nieprzespanej nocy na sali gimnastycznej w Sobótce) szybko padamy do łóżek (aaa jest łóżko). Zdążyłam przymknąć oko, kiedy dzwoni budzik. 6.30.
i pies). Jedziemy. Co zrobić z psem? Oddać do schroniska, pada propozycja? Nooo nie!!! W pierwszej chwili myślę: Ja Go przygarnę! I na prawdę chciałam! Ale jak, myślę po chwili. Przy moim trybie życia? I kiedy się tak zastanawiałam, piesek już zdobył serce pasażera, na kolanach którego wylądował. No nic, trudno. Będę Go odwiedzać. Jedziemy i zastanawiamy się jakie imię dla pieska wybrać. Sobótka, Pakiet, Półmaraton? Hmmm w końcu zostaje Bodzio. No więc jedziemy z Bodziem, który wydaje się zmęczony i przysypia (może w końcu czuje się bezpieczny, bo trafił na dobrych ludzi), po drodze kupujemy mu karmę, wodę. Bodzio wygląda na zadowolonego. Przed północą docieramy do Gdańska, gdzie mamy nocleg tuż nad samym morzem. Padnięci po biegu i podróży (Ja po nieprzespanej nocy na sali gimnastycznej w Sobótce) szybko padamy do łóżek (aaa jest łóżko). Zdążyłam przymknąć oko, kiedy dzwoni budzik. 6.30.
Docieramy na start, który zlokalizowany jest na Skwerze Kościuszki. Na deptaku pełno knajp, niestety wszystkie zamknięte. A zimno i wieje od morze. Znajdujemy jedną knajpkę, 3 stoliki, wszystkie zajęte. Biorę herbatę i piję gdzieś pod jakąś wiatą. Szkoda, że właściciele tych wszystkich kawiarni czy barów nie otworzyli swoich "przybytków", mieliby jako taki zarobek na biegaczach szukających herbaty, tudzież schronienia przed wiatrem.
No ale cóż... ich strata.
Depozytów mało, przebieralnia wg doniesień
kolegi przypominał mały pokoik dla krasnoludków, nie było też namiotu,
gdzie moglibyśmy poczekać na start. Na starcie panuje bałagan.
Udajemy
się do swoich stref, które były dość kiepsko oznakowane, a barierki
ustawiane są w momencie, kiedy większa część biegaczy znajduje się w
odpowiednich strefach. Nikt nie pilnuje, czy wchodzisz do odpowiedniej
dla Siebie strefy. Może marudzę, ale organizując półmaraton w tak dużym
mieście, gdzie sponsorem jest PZU, gdzie płacisz dość dużo za pakiet
należy wymagać więcej. Tu dawali kawę i herbatę. |
Statki na tle morza. |
Na mecie. Fot. MaratonyPolskie.pl |
Ostatni raz byłam w tym miejscu 2 lata temu. Spacerowałam i podziwiałam
akrobacje lotnicze Red Bull Air Race ... i nie biegałam, ba nawet nie
myślałam o bieganiu! A teraz jestem tu i teraz, biegnę półmaraton i
jestem na ostatnich kilometrach. Przebiegam deptak, a za zakrętem
powinna być meta. Jest zakręt, wpadam na wybrukowany skwer, oj nie
biegnie się łatwo, oj nie... ale już widzę metę. I wpadam, łapię piękny
medal, w kształcie odcisku buta.
Jestem głodna! A tu rozczarowanie. Dostaję worek z batonikami, jabłkiem, wodą... Gdzie jest ciepły posiłek Ja się pytam??? Grochówka, makaron? Wiecie o czym mówię. Ktoś odziera mnie z marzeń mówiąc, że ciepłego posiłku nie ma.
Eh... nic to zadowolę się batonikiem, jabłkiem i innym zapychaczem. I tak się zapycham i rozciągam, a może bardziej rozciągam niż zapycham. Boli mnie coś w okolicy kolana. Obstawiam uszkodzenie łękotki bocznej, boli. Ale jaskółkę z medalem jeszcze mogę zrobić!
Eh... nic to zadowolę się batonikiem, jabłkiem i innym zapychaczem. I tak się zapycham i rozciągam, a może bardziej rozciągam niż zapycham. Boli mnie coś w okolicy kolana. Obstawiam uszkodzenie łękotki bocznej, boli. Ale jaskółkę z medalem jeszcze mogę zrobić!
Idziemy o depozytu. Wieje, zimno, długa kolejka, trochę bałagan. Po ponad 20 minutach "trzęsawki" w kolejce mam wreszcie kurtkę!
Idziemy wzdłuż Skweru Kościuszki w poszukiwaniu... jedzenia! Trafiamy do Pierożka. Jakiś Pan przepuszcza mnie w kolejce po pierogi widząc mój medal (a może szaleństwo w oczach wynikające z głodu, nie wiem, ale miło, że mnie przepuścił). Wkoło sami biegacze. Jest ciepło. Jest pyszne jedzenie i mila obsługa. Jest dobrze.
To co wydawało mi się szalone, czyli dwa półmaratony dzień po dniu, w oddalonych od Siebie krańcach Polski stało się realne.
Czuję ból w nogach, mięśnie zmęczone, złe na mnie muszą być strasznie, jak żona na męża, kiedy ten wraca z meczu z kumplami... ale z bukietem kwiatów. I złość wtedy zamienia się w radość.
Czuję ból w nogach, mięśnie zmęczone, złe na mnie muszą być strasznie, jak żona na męża, kiedy ten wraca z meczu z kumplami... ale z bukietem kwiatów. I złość wtedy zamienia się w radość.
Medal. |
PODSUMOWANIE:
Minusy:
Minusy:
1.
Brak możliwości odbioru pakietu w dniu biegu (ok... nie każdy jechał z
Sobótki, tak jak my... ale...kiedy zapisywałam się na bieg nie było już
możliwości przesłania pakietu pocztą... Na szczęście pakiet odebrał Nam
mój znajomy). Cena za pakiet trochę wygórowana jak na półmaraton. Bez koszulki, ale fajny plecak i buff.
2. Brak namiotu, schronienia dla biegaczy przed i po biegu.
3. Brak ciepłego posiłku i koca termicznego po biegu. Trzęsłam się jak galareta w kolejce po depozyt... i nie tylko Ja.
Plusy: 1. Wspaniali kibice, żywiołowe reakcje, dużo krzyków i radości.
2. Dobrze zorganizowana i zabezpieczona trasa.
3. Bieg deptakiem wzdłuż morza. Trochę nierówna nawierzchnia, ale widok na morze rekompensuje niedogodności.
Mam nadzieję, że organizator weźmie pod uwagę krytyczne uwagi, bo nie możemy tylko chwalić. Możemy wymagać, komentować, co było nie tak.
Co zrobią organizatorzy, by Nas zachęcić do udziału w kolejnej edycji... zobaczymy.
I tak wyglądała nasza biegowa przygoda, dwa półmaratony w dwa dni, na dwóch krańcach Polski.
Czy chciałabym to powtórzyć? Hmm... z obawy przed kontuzją, bo dopadła mnie takowa ... chyba nie.
Ale w tym wszystkim nie tylko o bieganie chodzi. Nie tylko o życiówki, trasy itp. Ale też o przeżycia, ludzi, których spotykasz, których poznajesz. Bo biegacze to taka wielka rodzina. Moja cały czas rośnie w liczbę, co mnie niezmiernie cieszy.
Komentarze
Prześlij komentarz