Wieliszewski Crossing Zima
Komornica
31.01.2016
Początkowo
zapisałam się jedynie na bieg. Od lat nie jeździłam zimą na rowerze,
jednak po niedzielnej wycieczce po śniegu w Lasku Bielańskim przekonałam
się, że można, więc za namową kolegów zapisałam się również na jazdę
MTB (dziękuję Misie moje kochane bardzo :P). Oczywiście nie zdążyłam
przygotować roweru, rano w pośpiechu otrzepałam go jedynie z błota i
piachu, nawet świątecznej ozdoby nie odczepiłam, bo mi się podoba...
będzie aktualna za niespełna rok. Ale, żeby nie było... stopki oraz
odblasków na szprychach nie miałam. Zdarzyło mi się już kiedyś startować
w zawodach MTB, ale nie pałam wielką miłością do tego typu imprez. Mój
rower ma baaaardzo podstawowy osprzęt w związku z czym na podjazdach nie
współpracuje tak jak bym tego chciała, denerwuje się i przeklinam pod
nosem na przeskakujące przerzutki. Ale tutaj trasa nie była zbyt ciężka,
więc zdecydowałam się na start.
Ok, niedziela... budzę się o 4 i zastanawiam... jechać nie jechać, spać nie mogę, zimno i pada, i wieje, a Ja zmęczona jestem... ale umówiłam się, muszę jechać. Wyjazd zaplanowany był na 7.30 (aaaa czemu tak wcześnie skoro wszystko zaczyna się o 10.45??? Nie wiem, ale nie dyskutuję).
7.30... stoimy w blokach startowych, a właściwie u mnie na klatce... stoimy... stoimy... czekamy... mogłam 5 razy łańcuch wyczyścić...czekamy (jak Ja nie lubię, kiedy ktoś się spóźnia!). Po 20 minutach oczekiwania jest transport! Hurraaa! Raz dwa pakujemy rowery (tzn. Ja się tylko przyglądam i ziewam) i wyruszamy. Docieramy na miejsce przed 9... biuro zawodów czynne od 9 miało być... Przybyliśmy chyba jako pierwsi. Ale dobra organizacja, ładnie i sprawnie kierują Nas na miejsce parkingowe (choć ten plus, że dzięki tak wczesnej pory z parkingiem nie mieliśmy problemu, nie wiem jak było później).
Odbieramy nr startowe (kolejny plus- nie ma kolejek). Więc na spokojnie idziemy sobie do sali ze stolikami, gdzie czeka na Nas herbata, kawa oraz drożdżowe ciasto. Pochłaniam dwa kawałki, bo lubię, poza tym jak dają to biorę. Powoli sala zapełnia się ludźmi, znajomi, jest gwarno i miło.
Ale nadchodzi czas, by przygotować się do startu rowerowego, założyć rowerowe gacie i zrobić małą rozgrzewkę (a pomysły na rozgrzewkę są różne, różniaste).
Ok, niedziela... budzę się o 4 i zastanawiam... jechać nie jechać, spać nie mogę, zimno i pada, i wieje, a Ja zmęczona jestem... ale umówiłam się, muszę jechać. Wyjazd zaplanowany był na 7.30 (aaaa czemu tak wcześnie skoro wszystko zaczyna się o 10.45??? Nie wiem, ale nie dyskutuję).
7.30... stoimy w blokach startowych, a właściwie u mnie na klatce... stoimy... stoimy... czekamy... mogłam 5 razy łańcuch wyczyścić...czekamy (jak Ja nie lubię, kiedy ktoś się spóźnia!). Po 20 minutach oczekiwania jest transport! Hurraaa! Raz dwa pakujemy rowery (tzn. Ja się tylko przyglądam i ziewam) i wyruszamy. Docieramy na miejsce przed 9... biuro zawodów czynne od 9 miało być... Przybyliśmy chyba jako pierwsi. Ale dobra organizacja, ładnie i sprawnie kierują Nas na miejsce parkingowe (choć ten plus, że dzięki tak wczesnej pory z parkingiem nie mieliśmy problemu, nie wiem jak było później).
Odbieramy nr startowe (kolejny plus- nie ma kolejek). Więc na spokojnie idziemy sobie do sali ze stolikami, gdzie czeka na Nas herbata, kawa oraz drożdżowe ciasto. Pochłaniam dwa kawałki, bo lubię, poza tym jak dają to biorę. Powoli sala zapełnia się ludźmi, znajomi, jest gwarno i miło.
Ale nadchodzi czas, by przygotować się do startu rowerowego, założyć rowerowe gacie i zrobić małą rozgrzewkę (a pomysły na rozgrzewkę są różne, różniaste).
10.45... ustawiamy się na linii startu. Trochę było z tym bałaganu, bo
poszczególni zawodnicy startowali co 30 sekund, a potem co 10 sekund,
dlatego sam start trochę się dłużył. Ale ok... w końcu przyszła moja
kolej...i jadę! Ciemne chmury zebrały się nad Wieliszewem i zaczął sypać
śnieg prosto w moje oczy... pożałowałam, że nie zabrałam okularów. Ale
nic to... jadę. Nastawiłam się nie na wyścig, ale przejechanie trasy na
spokojnie.
W niektórych momentach chciałam nacisnąć mocniej na pedały,
ale wizja ponad 7 km biegu stopowała mnie przed ostrą jazdą. Trasa nie
była trudna, kilka łagodnych podjazdów, parę lekkich zjazdów, ale za to
mnóstwo błota w wielu miejscach. Ostatnie kilometry wiodły przez wał,
gdzie strasznie wiało i nie mogłam rozwinąć prędkości. Ale udało mi się
dociągnąć do mety. Dystans 13.74 km pokonałam w czasie 44:48, co dało
mi 9 miejsce OPEN kobiet. Szału nie ma.
Pomiędzy startem rowerowym a biegowym było trochę nerwów (bo stopy
zmarznięte, bo rozłażą się wszyscy, bo drzwi od auta otwarte zostały i
właściwie to gdzie jest mój rower!).
Po tych wszystkich
perturbacjach, zmianie spodni rowerowych na biegowe, zrzuceniu kasku,
lecę na start! Garmin znów ma problem z lokalizacją (chyba przestaniemy
się lubić, po raz kolejny odmawia współpracy, a dobra jestem dla
niego... tak jak dla wszystkich).
I wystartowali! Ja gdzieś tam z
tyłu, więc przedzieram się przez biegaczy slalomem. Jak to ktoś określił
"Biegłaś ludziom pod pachami"... dobrze, że nie między nogami... a
swoją drogą to plus bycia niskim... nikt nawet nie zauważa, że jest
wyprzedzany przez małą pchłę biegową. Mieliśmy do pokonania dystans 7.17
km... i to było najdłuższe 7 km w mojej karierze biegowej!
Biegłam bez
muzyki nasłuchując jedynie sapania, chrapania, wzdychania biegaczy,
połączonego z dźwiękiem pikających kilometrów z Garminów, Polarów, czy
innych TomTomów (to pikanie doprowadza mnie do szału, ale muszę oduczyć
się biegania z muzyką, a nauczyć biegać z własnymi myślami). Nogi po
sobotnim Wedlu i jeździe rowerem trochę dawały o sobie znać, a i trasa
nie była łatwa, bo teren, błoto, podbiegi. Wbiegłam na wał i odliczałam
metry do mety. Na "stadion" dobiegłam resztkami sił, ale na finiszu
przyspieszyłam i sprintem (tak mi się przynajmniej wydawało, że
przekraczam prędkość światła) wpadłam głową w medal. Czas 41:01 i znów 9
miejsce w OPEN kobiet. I znów szału nie ma.
Ale była za to grochówka, którą pożarłam ze smakiem w towarzystwie biegacza z Biżuterii Sportowej, od którego miałam okazje coś zakupić jakiś czas temu.
Pierwszy Duathlon zaliczony. Miało być losowanie upominków od organizatorów, więc postanowiliśmy udać się w poszukiwaniu szczęścia. Tym razem wypełniłam los i wrzuciłam do pudełka, ale nic nie wygrałam, bo szczęścia w kartach i miłości nie mam, czy jak to się tam mówi. Z ciekawości sprawdziłam wyniki... najpierw biegowe... ok...potem rowerowe... ok. A na koniec klasyfikację duathlonową... I patrzę, oczom nie wierzę... szukam potwierdzenia... no pierwsza jestem!
Ale była za to grochówka, którą pożarłam ze smakiem w towarzystwie biegacza z Biżuterii Sportowej, od którego miałam okazje coś zakupić jakiś czas temu.
Pierwszy Duathlon zaliczony. Miało być losowanie upominków od organizatorów, więc postanowiliśmy udać się w poszukiwaniu szczęścia. Tym razem wypełniłam los i wrzuciłam do pudełka, ale nic nie wygrałam, bo szczęścia w kartach i miłości nie mam, czy jak to się tam mówi. Z ciekawości sprawdziłam wyniki... najpierw biegowe... ok...potem rowerowe... ok. A na koniec klasyfikację duathlonową... I patrzę, oczom nie wierzę... szukam potwierdzenia... no pierwsza jestem!
I tym oto
sposobem po raz pierwszy stanęłam na podium.
Może to nie Mistrzostwa Świata, Polski czy inne ważne zawody, ale zawsze
jakaś wygrana! Więc wdrapałam się na podium z uśmiechem na twarzy i
odebrałam drewnianą statuetkę oraz kartę podarunkową do Decathlonu od
Wójta Gminy Wieliszew (Juhu!)
Opłacało się wystartować w obu dyscyplinach, nie tylko ze względu na wygraną.
Podsumowując... Kameralna, rodzinna
i przyjazna impreza dla miłośników MTB oraz biegania. Bardzo mile spędzony dzień, mnóstwo znajomych (głownie rowerowych)
i pierwszy mały sukces.
A każdy sukces, nawet niewielki motywuje
do treningów i startów.
Opłacało się wystartować w obu dyscyplinach, nie tylko ze względu na wygraną.
Podsumowując... Kameralna, rodzinna
i przyjazna impreza dla miłośników MTB oraz biegania. Bardzo mile spędzony dzień, mnóstwo znajomych (głownie rowerowych)
i pierwszy mały sukces.
A każdy sukces, nawet niewielki motywuje
do treningów i startów.
Strasznie miło dzielić swoją radość i przyjmować gratulacje.


Komentarze
Prześlij komentarz