Bieganie, czy marihuana
Każdy biegacz długodystansowy to narkoman, produkujący substancje psychoaktywne, ale jedynie na własny użytek. Dzięki czemu biegacz ów nie musi wyjeżdżać do Amsterdamu w celu zapalenia "trawki", ani nie musi obawiać się policyjnej kontroli za posiadanie"zielska". Same plusy!
Ale bieganie jak każde uzależnienie ma też swoje minusy.
Przestajesz chodzić na imprezy, bo w weekend wyruszasz na dłuższe wybieganie (oczywiście rano), albo obstawiasz jakaś imprezę biegową (oczywiście masz nadzieję na życiówkę, więc musisz być wypoczęty). A impreza zawsze jakaś się znajdzie, chociażby w Przasnyszu czy innym Pcimiu (no ba, jeśli to jedyna to i tak pojedziesz). Bo dobrze się czujesz wśród tych wariatów rozmawiających o życiówkach, trasach, rzeźnikach itp. Każda nowo poznana osoba zyskuje w Twoich oczach +50 pkt tylko dlatego, że przebiegł/ła maraton (w 3.30 woow), a tym którzy biegają na dychę zaczynasz udzielać rad, jak przygotować się do półmaratonu.
Po pewnym czasie znajomi przestają Cię zapraszać na wódkę, piwo tudzież inny alkohol, bo przecież Ty pijesz tylko izotoniki ... No ale masz tych innych, biegających znajomych i z nimi czujesz się jak ryba w wodzie, bo żaden z nich nie patrzy na Ciebie jak na popierdzielonego fanatyka, który ekscytuje się każdym nowym biegowym gadżetem (tanie zwykle one nie są, Ci normalni pytają: A po co Ci to? Nie wolałabyś kupić nowe szpilki?... Szpilki, jakie szpilki, przecież szpilki to zabójstwo dla moich stóp... no Achillesa głównie, a Achilles mój cenny jest!!! ). NO i tak wkręcasz się w to bieganie, jak narkoman w marychę, czy inne zło... Aż w końcu, ktoś z bliskich uderza pięścią w stół, mówiąc... nie mam już o czym z Tobą rozmawiać, chodźmy gdzieś wreszcie, do kina, teatru, na imprezę (tylko błagam nie biegową!!!). I tym samym osoba ta ratuje Cię przed uzależnieniem, które potencjalnie musiałbyś leczyć w grupie anonimowych biegaczy (cześć, mam na imię Kamila...i biegam), pod okiem psychoanalityka (który być może trochę obijał się na studiach, doświadczenia dużego nie ma, i prawdopodobnie niewiele mógłby Ci pomóc).
Idziesz więc do kina, teatru, na imprezę i zaczynasz Sobie przypominać, że to jednak fajne jest.

Komentarze
Prześlij komentarz