Parking Reley
Miejsce: Warszawa, Parking w Galerii Arkadia
06.01.2016
Dziś razem z drużyną
Czerwone Wytrawne (zdecydowanie musimy zmienić nazwę, bo przecież
biegacze nie piją! Zaproponowałam nazwę: Gammaglutamylotranspetydazy,
ale chyba Drużynie się nie spodobało...hmmm) zmierzyliśmy się
10-kilometrowym biegiem sztafetowym po parkingu w Arkadii. Swoją drogą
...hmmm czego to ludzie nie wymyślą, żeby po parkingach biegać? Jak by
mało ulic, czy ścieżek leśnych im było. Plus taki, że kierowcy z powodu
biegu nie narzekali na korki, bo mimo, że dziś święto, to na pewno znalazłby się jakiś malkontent, anty-biegacz.
Impreza generalnie bardzo ciekawa, biegacze opanowali centrum handlowe,
tym razem nie w celu zakupu nowych ciuszków biegowych. Wydawałoby się,
że mimo panującego na zewnątrz mrozu, na parkingu będzie ciepło, ale
jakież było moje zdziwienie, kiedy potarliśmy na poziom -1, gdzie
znajdowała się trasa. Zimno i przeciągi jakieś... brrr... wszyscy
staliśmy okutani w kurtki, bluzy i szaliki, czy co tam kto miał do
okutania.
Sztafeta liczyła 5 osób, a każdy z Nas miał do pokonania 2 km. Przydzielili Nam nr 99 (szkoda, że nie 69, mielibyśmy niezły ubaw).
W ramach rozgrzewki zrobiłam z członkiem drużyny przebieżkę po trasie, zimno, ale dobrze, że nie ślisko. Muszę przyznać, że nigdy nie biegłam tak krótkiego dystansu, nie wiedziałam jak rozłożyć siły, jakie tempo i w ogóle... nic nie wiedziałam, poza tym, że mam biec ile fabryka dała w nogach. Biegłam jako czwarta... No dobrze, "Biegnij ile masz pary w nogach"powtarzam pod nosem i idę do strefy zmian. Wszyscy podskakują, machają, rozgrzewają się. Skaczę i Ja (bo kto nie skacze ten za PIS-em).
Sztafeta liczyła 5 osób, a każdy z Nas miał do pokonania 2 km. Przydzielili Nam nr 99 (szkoda, że nie 69, mielibyśmy niezły ubaw).
W ramach rozgrzewki zrobiłam z członkiem drużyny przebieżkę po trasie, zimno, ale dobrze, że nie ślisko. Muszę przyznać, że nigdy nie biegłam tak krótkiego dystansu, nie wiedziałam jak rozłożyć siły, jakie tempo i w ogóle... nic nie wiedziałam, poza tym, że mam biec ile fabryka dała w nogach. Biegłam jako czwarta... No dobrze, "Biegnij ile masz pary w nogach"powtarzam pod nosem i idę do strefy zmian. Wszyscy podskakują, machają, rozgrzewają się. Skaczę i Ja (bo kto nie skacze ten za PIS-em).
NO i widzę członka
swojej drużyny, który kończy pierwszą pętelkę... Ok... młody, szybki,
daję mu zatem mniej niż 4 minuty na pokonanie drugiego kilometra. Stoję
tak i skaczę, wypatruję... ok...biegnie...Przejmuję pałeczkę i lecę!
Pierwszy kilometr pokonuje z czasem 4.14... jest dobrze... nie wiem
tylko dlaczego zwolniłam w drugiej pętli... jakoś odpuściłam, czy coś.
Na ostatniej prostej przyspieszyłam, ale tempo spadło do 4.30. W efekcie
trasę 2 km pokonałam w czasie 8.44. Nie wiem czemu zawsze biegam
jedynie na 70% swoich możliwości. Fakt, że nogi mam krótkie, ale
mogłabym jeszcze szybciej nimi przebierać. Myślę, że drużyna liczyła na
więcej z mojej strony, szczególnie kapitan... Przyznaję, nie jestem z
zadowolona z wyniku. Mogłam pobiec lepiej (ehhh ta ambicja).
Jak Ja lubię te imprezy z dużą ilością lycry wokół!
WYNIKI:
Dystans: 5 x 2 km
Czas: 46:05
Miejsce: 92

Komentarze
Prześlij komentarz